Strona:PL Eugène Demolder - Kwiaciareczka.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

Lekka, łagodna zima mija prędko. Ale z wiosną zmniejszają się zarobki Luci: mokrzycę zastępują teraz świeże listki młodziutkiej sałaty.
— Kto ptaszki lubi, musi kochać kwiaty! — myśli dziewczynka z niewzruszonem przeświadczeniem.
A lasek Meudoński bliziutko. Ciotka Amelja zna na szczęście gajowego i za jej wstawiennictwem Lucia uzyskuje wolny wstęp w upragnione krainy.
I wkrótce ścieżki niedostępne »dla publiczności« stają się najulubieńszemi ustroniami Luci. Bujne mchy szmaragdowe przypominają miękkie aksamity, z których starsza panna Guizot krajała kosztowne zarzutki. Dziewczynka z zachwytem stąpa po wonnym dywanie i nagle przychodzi jej na myśl, że mchy drogo sprzedają się w halach. Więc prędko klęka i odrywa puszyste płaty ostrożnym, delikatnym ruchem. Na ogołoconych miejscach czernieje teraz naga, smutna ziemia, niby wielkie rany, niby groby dla złoto-rudawych wiewiórek, co przyglądają się Luci zdaleka, z ciekawie przekrzywioną główką i zalęknionem, ruchliwem spojrzeniem. Szelest głośniejszy, trzask suchej gałązki — i chronią się błyskawicą na ciemnozielone wierzchołki.
Ale dziewczynka nie zwraca na nie najmniejszej uwagi. Pieszczotliwie gładzi szmaragdowe, wilgotne, ciepłe aksamity i raz po raz w duchu powtarza z radością, że nigdy nie widziała równie pięknych w halach, w koszach złocistych mandarynek, na podściółce purpurowych, pachnących