syć nawąchała się w życiu przykrego odoru zatęchłej albo psującej się ryby, umie ocenić tę woń subtelną.
Teraz nęcą ją blado-różowawe gwiazdki, — to stokrocie. Dawniej widywała często robotnice i młode dziewczęta, jak wróżyły z tych drobnych kwiatków, jak obrywały je, płatek po płatku. I znów zrywa, przycina ostrożnie nożykiem, potem układa lekkie, gustowne wiązanki, tu i owdzie przetykane zielonymi liśćmi, młodą trawką. Z dumą przygląda się swojemu dziełu, w najparadniejszym sklepie nie widziała chyba piękniejszych! Martwe, sztuczne kwiaty, które podziwiała na tiulach bogatych toalet, wydają się jej teraz brzydkie, bez wdzięku. Sprzeda resztę mokrzycy, mchy w halach i umieści się z tem żywem kwieciem na ulicy, gdzie najwięcej magazynów i robotnic. W południe wysypią się z dusznych pracowni długim, nieskończonym sznurem, a Lucia będzie im podawała stokrotki i fijołki. Dziewczęta lubią kwiaty, wszystko rozkupią z pewnością.
Wysuwa się z cieniów lasu i co tchu dąży w kierunku srebrnych fal Sekwany. Co chwila przekłada koszyk na prawą, to na lewą rękę: ciężki, okropnie ciężki! Ale taki śliczny i pachnący!
Ach, nie wróciłaby już do magazynu, kwiaty stokroć piękniejsze! Zostanie kwiaciarką.
W izdebce przy kominie stoi ciotka Amelja i zbiera szumowiny dużą, płaską łyżką. Czoło wypogodzone, oczy jaśnieją jakimś nowym blaskiem. Tak jej dobrze, odkąd mała mieszka przy niej. Szczęście zawitało w jej progi z tą drobną,
Strona:PL Eugène Demolder - Kwiaciareczka.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.