Strona:PL Eugène Demolder - Kwiaciareczka.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

Bławatki rozchwytano. I odtąd codzień można spotkać czarną kwiaciareczkę, obarczoną chmurą szafirowych kwiatów, które nikną w chciwych palcach robotnic, pensjonarek, dzieci.
Raz przejeżdżający orszak weselny zakupił od niej wszystkie prawie kwiaty.
Nieraz jeszcze spotkało ją podobne szczęście. W parę tygodni później łąki i pola pozłociły jaskrawe barwy gorącego lata. Z traw szmaragdowych wystrzeliły ponsowe maki, jaskółcze dzioby, białe rumianki, żółte jaskry, kaczeńce, różowe powoje drżącem objęciem owijają kłosy. Lucia z zachwytem patrzy na harmonijne barwy, podziwia delikatną grę kolorów. I bezwiednie, nawpół nieświadomie, stara się zakląć ten czar w małe wiązanki: z pod drobnych, zwinnych paluszków powstają prawie arcydzieła. Nigdy nie zmiesza dwóch wrogich kolorów, chyba, że je rozdzielą jasnozłote kłosy dojrzewającego żyta, błękitne oczy niezapominajek, przetkają przejrzyste koronki gwiaździstych rumianków, drżące kiście zielonego owsa, drobne trawy, co ocieniają je złotawym pyłem.
Aż nadszedł dwudziesty czwarty czerwca, uroczysty dzień św. Jana. I znów wiązanki Luci pobiegły w świat szeroki, przystroiły okna magazynów, stoliki kawiarni, drobniejsze sklepy i jatki rzeźników. Rozkupiono wszystkie. Jeden jej tylko pozostał, najdroższy, duży, wspaniały, prześliczny.
Dziewczynka skręca na plac z jasną twarzą, obejmuje przechodniów ruchliwem spojrzeniem. Nagle w oczach zapalają się złociste blaski: przed nią lustrzane szyby ogromnej kwiaciarni. Firma