Cisza.
— Do widzenia zatem — kończy pani chłodno.
Wzrok Andzi i matki długo jeszcze śledzi wspaniałą postać, która oddala się zwolna, wreszcie tylko jaskrawa plama parasolki miga wśród drzew zielonych.
∗
∗ ∗ |
Andzia jest w Paryżu na dworcu św. Łazarza. Pani woła dorożkę, siada, za nią dwoje dzieci i ulubiony piesek, służącej stangret pomaga dostać się na kozieł.
— Plac Bastylji — rozkazuje dama.
— Widzicie! Świat drogi! — klnie stangret z przyzwyczajenia.
Dorożka rusza z miejsca, rumak z wprawą wymija zwarty tłum przechodniów, szeregi tramwajów i pojazdów.
— Co tu ludzi! — z podziwem wykrzykuje Andzia.
Ogłusza ją tłum i hałas. Osłupiałem spojrzeniem obejmuje zielone bulwary, żółte omnibusy, co dzwonią bez końca, ogromne reklamy, tłum, przelewający się pomiędzy smukłemi drzewami.
— To ulice? — odzywa się wreszcie, nieśmiało.
— Bulwar — odpowiada woźnica.
Skręcają koło halli. Wzrok Andzi napotyka nieprzebrane stosy rozmaitych jarzyn, złotawo-blade główki kalafiorów, i nagle w myślach staje