— Rosół! Rosół! Rosół! — śpiewają rozbawionym chórem.
I niania wybucha śmiechem. Już wie, co jutro opowie Fipciowi, kiedy grymasić będzie przy jedzeniu.
— Puk! Puk!
Dziewczynka zrywa się na równe nogi: do drzwi kuchennych ktoś stuka.
Otwiera z pośpiechem, zmieszana: to froter
— Dobry wieczór, panno Andziu — odzywa się przyjaźnie wieśniak i prędko rozwiązuje worek wyciąga sukna, szczotki, przytwierdza na długim kiju kawałek złotawego wosku.
— Troszkem się dzisiaj spóźnił — ciągnie, ocierając kroplisty pot z czoła. — Urwanie głowy od samego rana! Przyszedłem dlatego tylko, żeby kłopotu nie było. Wiadomo, że na chrzciny czysto musi być we wszystkich kątach.
Zdejmuje ciężkie, niewygodne buty i nakłada parę obszernych pantofli.
Potem bierze się do roboty; starannie zamiata posadzkę, rysuje na niej dziwaczne arabeski woskiem, nasuwa rzemienie szczotek na obrzmiałe nogi, szybko porusza się po saloniku, tam, tutaj i tu jeszcze, wzdłuż przebiega pokój, potem w ukos, prosto i znów w kółko. Szmer posuwanych szczotek łączy się z rytmem kroków i śpiewa jakąś poszarpaną nutę. Froteruje, aż pot zlewa zdyszane policzki, raz po raz zanosi się przeciągłym kaszlem.
W progu staje Andzia, posadzka już błyszczy nieskazitelną jasnością.
Strona:PL Eugène Demolder - Mała służąca.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.