— Jak lustro! — woła z zachwytem dziewczynka.
A wieśniak zbiera swe przyrządy zmęczonym, ociężałym ruchem, twarz pokrywa mu się nagle sinawą bladością.
— Odpocznijcie — szepcze litościwie Andzia.
Ręką wskazuje jedwabną kozetkę, na której się złocą haftowane kwiaty.
Siada z wahaniem, ale prawie bez namysłu. Zmęczył się okropnie.
— Biedak — powtarza ze współczuciem Andzia. — Spracowaliście się widać zanadto. Ale mam rosół, już gotowy! Trzeba się napić, prędko.
Nieraz widziała, jak matka niosła chorej sąsiadce trochę zupy w garnku. Więc napełnia z pośpiechem sporą filiżankę i po chwili zmęczony wieśniak pije ciepły rosół ostrożnymi, małymi łykami
Wtem, bez szelestu uchyla się portjera i z pomiędzy zielonawych fałd ukazuje się postać pani Barbelel, w kapeluszu, nawpół zakryta stosem pakunków i paczek, poprzewiązywanych jaskrawą tasiemką.
— Co to znaczy? — rozlega się głos rozgniewany.
Filiżanka drży nagle w spracowanych rękach.
Andzia ze zdumieniem spogląda na panią.
— On jest chory, proszę pani — zaczyna nieśmiało. — Trząsł się cały. Chciałam go trochę posilić.
— Zabieraj się do kuchni, niemądre stworzenie — rozkazuje sucho gospodyni. — I zapa-
Strona:PL Eugène Demolder - Mała służąca.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.