miętaj, że rozporządzanie cudzą własnością to kradzież!
— Możecie odejść także — zwraca się z kolei do wieśniaka. — W przedpokoju są krzesła, mogliście tam odpocząć.
Biedak wypróżnia jednym haustem filiżankę, rosół parzy mu gardło, więc zanosi się okropnym kaszlem. Sam teraz nie wie, co począć. Bezwiednym ruchem zaczyna posuwać wtył i naprzód szczotkę.
Wreszcie składa swoje narzędzia do worka. Ta cisza po gniewie nie wróży chyba nic dobrego.
Pani Barbelet z nasępioną twarzą podaje mu należność.
— Nie będę was potrzebowała więcej — odzywa się na zakończenie i znika w dalszych pokojach.
Andzi nie oddala dlatego, że mały nie umie jeszcze obchodzić się bez niej.
Powraca do przerwanej pracy w jadalni na stole piętrzy się stos różnobarwnych, kosztownych pudełek.
— Podarki dla gości — domyśla się Andzia.
Nazajutrz wstał dzień jasny, uroczysty. I Andzi lekko jakoś zrobiło się w duszy. Z dumą dźwiga Fipcia w długiej białej sukience i płaszczyku, strojnym w łabędzi delikatny puszek. Goście podziwiają tęgie, śliczne dziecko. Potem rojno i gwarno wszyscy siadają do uczty. Ojciec chrzestny, wuj pani, króluje dziś na pierwszem miejscu, wznosi
Strona:PL Eugène Demolder - Mała służąca.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.