Strona:PL Eugène Demolder - Mała służąca.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

pusto i smutno, Zuzia daleko, uczy się w klasztorze, Oleś codzień gorszy, codzień złośliwiej dokucza. Najgorzej przecież jest wtedy, kiedy zaczyna sprzeciwiać się dziecku. Drażni je, przekomarza się, męczy. Psuje Fipciowi »charakter« skarży się przerażona Andzia. Ona, biedaczka, cierpliwie znosi wszystkie psoty.
Zuzia jej oznajmiła pod sekretem, że pojadą na wakacje do Bretanji, jeśli Fipcio do tej pory nauczy się chodzić!
Żyje teraz tą nadzieją. Tam powrócić! Zobaczyć matkę, Piotrusia, siostrzyczki, ojca, jeżeli przyjechał z Islandji! Módz myśleć o tem, cieszyć się naprzód spodziewanem szczęściem! Uprosi potem panią, żeby jej noc jedną pozwoliła spędzić ze swoimi. Znów dotknie wilgotnawej ziemi, co zastępuje podłogę w ubogiej lepiance, stęsknione oczy spoczną na złotym ogniu z ciernistych janowców, który co wieczór płonie na kominie, ujrzy wielkie, bretońskie, dwupiętrowe łóżko, podobne do ogromnej szafy, zegar stary, kształtem trochę przypominający trumnę, z wymalowanym pięknie obrazem św. Yves’a.
Niechno Fipcio nauczy się biegać! Więc troskliwie ujmuje go pod rączki i wodzi ostrożnie po kuchni, ustawia pulchne, małe nóżki. Czasem gdzieś, o parę kroków, umieści przysmaczek, i malec wyciąga łakome paluszki, posuwa się chwiejnie. Andzia czuwa przy nim, usuwa przeszkody, podtrzymuje, nie pozwala upaść.
Nadszedł dziesiąty październik, a z nim pierwsze urodziny malca. W jadalnym pokoju uroczy-