sób zabezpieczy gęś od przypalenia i zachowa delikatność mięsa.
— Przecież!
Dzwonek w przedpokoju dźwięczy, rozbrzmiewa gwar wesołych głosów. Przyszły siostry cioteczne w jasnych, różowych sukienkach, witają się, śmieją, pieszczą Fipcia wystrojonego świątecznie i biało.
I odtąd bez przerwy z saloniku dobiegają śmiechy. Andzia z bijącem sercem dogląda piekącej się gąski. Wreszcie pieczeń gotowa.
Całe szczęście, bo właśnie siadają do stołu. Przekąski znikną w oka mgnieniu.
— Żebyż się tylko udało! — wzdycha z przejęciem dziewczynka.
Wybiera największy półmisek, na nim stawia drugi, mniejszy, i ostrożnie, płasko, wykłada zielone masy szpinaku: mają wyobrażać łąkę. Potem wyciąga z pudełka Zuzi maleńkie, okrągłe lusterko i delikatnie umieszcza w środku: przedstawiać ma sadzawkę i zdrój chłodny, czysty. Teraz wyjmuje dwanaście maleńkich owieczek, cztery będą pić ze źródełka, reszta z pochylonym łebkiem szczypie apetyczną trawę. W lewym rogu półmiska układa pięknie zrumienioną pieczeń i przystraja zieloną rzerzuchą niby wzgórze, spalone przez gorące promienie słoneczne. Na samym szczycie staje ponsowo ubrana pastuszka i mały piesek z czarnymi, krętymi kudłami, strzegą z wyniosłości stada.
— Jak ślicznie!
Z zachwytem się wpatruje w swoje arcydzieło.
Strona:PL Eugène Demolder - Mała służąca.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.