— Chyba nie może być ładniej!
— Cudnie! — zapewnia uradowana Zuzia, która wpadła przed chwilą do kuchni. — Chodź! Ja pójdę naprzód!
Andzia przypasuje czarny fartuszek na spłowiałą, zieloną sukienkę i tryumfalnie podnosi półmisek, tryumfalnie kroczy za swą przewodniczką.
Stawia z przejęciem na stole.
— Pieczeń à la Florian — oznajmia uroczyście Zuzia.
Z ust zebranych wyrywa się okrzyk podziwu.
Zuzia staje teraz przy młodszym braciszku.
— Na zboczu góry
Stała pastuszka,
— pasła spokojne,
— ciche owieczki...
śpiewa dźwięcznym głosem.
— Ciche owieczki — podnosi się wokoło chórem. Z zapałem otwierają się różowe dziobki, zachwycone dzieci nie widzą uciszających rodzicielskich gestów.
Ojciec zaczyna krajać pieczeń z rezygnacją. Andzia zręcznie zdejmuje wierzchni półmisek i półszeptem opowiada dzieciom, że owieczki zmęczone, trzeba zaprowadzić do owczarni. Przynosi z kuchni salaterkę świeżego szpinaku, ubranego w chlebowe, osmażane skórki.
Pyszny obiad! Owoce, migdały, ciastka. Przed każdem nakryciem maleńkie kieliszki, które pan Barbelet napełnia przejrzystem, lekkiem winem.