kazać w jadalni. Dopiero kiedy pogaszono światła, kiedy się udali wszyscy na spoczynek, cichuteńko, na palcach, wśliznęła się do dziecięcego pokoju, poomacku znalazła kołyskę i spłakaną twarz przycisnęła do różowej buzi uśpionego malca. Cofnęła się potem, prawie bez szelestu i z ciężkiem sercem pobiegła na górę, pozbierać rzeczy, związać ubogi węzełek. W róg jedynej chustki starannie zawinęła wszystkie oszczędności: srebrną pięciofrankówkę i dwa franki drobnemi. Październik dopiero się zaczął, pewnie nie otrzyma za ten miesiąc pensji. Do pierwszego blizko trzy tygodnie, gdyby jej pozwolili czas ten przebyć jeszcze z Fipciem!
Ale nazajutrz przeniesiono błękitno-białą kołyskę do sypialni matki, a po obiedzie pani Barbelet kazała Andzi umyć się i ubrać, pójdą do klasztoru, gdzie panie poszukują służących.
— Więc to zaraz, proszę pani! — jąka ze łzami dziewczynka.
— Tak. Wyjeżdżamy do Bretanji. Na wsi, wśród krów, kur i kaczek mały prędzej cię zapomni. Nie chcę, żeby odczuł tę zmianę, mogłaby wpłynąć na jego zdrowie.
Mój Boże! Mój Boże! Czy to podobna, żeby Fipcio o niej zapomniał, o niej, co płakać po nim będzie całe życie!
Serce tłucze się w piersiach, jak ptak postrzelony, wzrok przesłaniają łzy gorzkie, palące.
Pani z uwagą patrzy na służącą, i nagle w mózgu świta jej myśl nowa.
Strona:PL Eugène Demolder - Mała służąca.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.