Strona:PL Eurypides - Medea.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.
10

Woła, że podniesiona jest prawica
Jest wiary słów jéj najlepszym zakładem
I bogów samych na świadki przyzywa
Jak to Jazon wierność jéj nagradza.
Leży — ni kąska na usta nie wziąwszy
Ciało swe podesłała pod ból straszny
Cały czas łzami swemi przetopiła
Bo czuje że ją własny mąż pokrzywdził.
Ni ócz nie wznosi ani się odwraca
Twarzą od ziemi. Jak skała, jak morska
Fala, co obojętnością przeraża;
Cierpliwie słucha, czy przyjaciół krzyki
Na jéj ratunek zdali nie przybędą

O gdyby nigdy była szyi białéj
Nie odwróciła od ojca w tę stronę,
Nie jęczałaby téż wtedy nad ojcem
Ni nad ojczystą ziemią, ni nad domem.
Ale zdradziwszy swe domowe progi
Tu przyszła z mężem — a on ją pohańbił.
Nieszczęsna! wie już teraz najdokładniéj
Co znaczy gardzić swoją ojcowizną. —

Przestała kochać swoje własne dzieci
A wtedy cieszy się, gdy ich nie widzi.
Boję się, czyli nie postanowiła
Czegoś nowego; umysł ma dość twardy
Aby nieszczęście wolą pohamować.
Znam ją — i boję się właśnie dla tego
Bo straszną jest, a wcale to nie łatwo
By ją ktośkolwiek w gniewie przezwyciężył.

Lecz oto idą jéj dzieci odpocząć
Po swym bieganiu — a nieszczęścia matki
Nie rozumiejąc. Młodociany umysł
Nie lubi poić się goryczą starszych.

Pedagog.

Domu méj pani niewolnico dawna!