Swéj przemyślności dla waszego dobra.
Sądzę albowiem że w ziemi Korynckiéj
Wam się wydarzy jeszcze widzieć braci.
Rośnijcie zatym pomyślnie, bo zresztą
Ojciec — i z bogów ci, co wam sprzyjają
Zapewnią szczęście wam. Obym też widział
Jak w pięknym wychowaniu ście dosięgły
Do upragnionych kresów dojrzałości
I jakeście przemogły moich wrogów.
Medeo! czemu ty gorzkiemi łzami
Niewieścią swoją zawilżasz źrenicę
W tył obróciwszy białe lice twoje
I mowy mojéj ty słuchasz z niechęcią?
To nic. Dlatego że o dzieciach myślę.
Czemu nieszczęsna ty jęczysz nad dziećmi?
Jam je zrodziła. — Gdyś im szczęścia życzył,
Żal mię zdjął, czyli się téż to wypełni?
Bądź dobréj myśli. Już o tym podumam.
Uczynię tak — i słowom twym zawierzę.
Kobietą jestem — a więc do łez skłonną.
Już powiedziane to, w przedmiocie czego
Ty myślą swojąś w me uderzył myśli.
Lecz jeszcze nieco tu wyrzec potrzeba.
Kiedy królowi się wydaje dobrym
Wysłać mię z kraju, to i mnie się zdaje
Że tak najlepiéj; dobrze téż poczuwam
Że ci zawadzać nie należy — ani