Strona:PL Eurypides - Medea.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.
53

Dla czego trzeba żebym dręcząc ojca
Tych dzieci ich własnemi nieszczęściami,
Dwa razy takie nieszczęścia na siebie
Samą ściągnęła? Precz z postanowieniem!

Lecz jakże cierpię! czyż chcę aby uśmiech
Na twarzy wrogów moich zapanował
Dla tego że im ich winy daruję?
Trzeba mi się odważyś jednak. O wstyd,
Wstyd tchórzliwości mojéj, że niewieście
Słowa z méj myśli właśnie wypuściłam.

Idźcie do domu dzieci. —

Kto nie zechce

Współdziałać z moją ofiarnością, ten sam
Niech się frasuje; ja — nie zwolnię ręki.

O biada!

O ty nieszczęsna duszo! nie dopuścisz!
Ty nie dopuścisz tego aby dzieci
Niewinnie cierpiéć miały. Oszczędź dzieci,
Puść ich i pozwól niechaj na wygnaniu
Wraz ze mną żyjąc, będą mi pociechą!

Ależ na furyje piekielne, przysięgam,
Nie będzie tego abym zostawiła
Nieprzyjaciołom swe dzieci na własną
Ich krzywdę. Tak. To już postanowione,
Tego ja nigdy uniknąć nie mogę.
A zatym wieniec na głowę... w peplonie
I w wieńcu zginie mi królewna Glauke.

Lecz kiedy idę na drogę zuchwałą
Chcę się pożegnać jeszcze z dziećmi. Dajcie
O dzieci, dajcie matce prawą rękę
By ją pozdrowić. O najmilsza rączko!