Najmilsza główko mi! najmilsza minko!
Szlachetna dziecka mojego postawo!
Bądźcie szczęśliwi — ale tam! Bo tutaj
Ojciec wam całą wypił szczęścia czarę.
Słodki uścisku! delikatna skóro!
O ty najsłodszy oddechu mych dzieci!
Idźcie! już idźcie do domu. Niezdolną
Jestem na własne me dzieci spoglądać.
Nieszczęście mię zwycięża, choć rozumiem
Jak wielkim zło jest, które mam wykonać,
Gniew mój silniejszy jest niż mój rozsądek,
Gniew mój największych jest przyczyną nieszczęść.
Przechodziłam często przez myśli subtelne,
W badaniach się głębszych nurzałam niż trzeba
Niewieście. Lecz muzy obcemi mi nie są,
Muzy co ludzi prowadzą po drodze mądrości
Ale nie wszystkie kobiety ich śladem idą
I szczupłą jest liczba — pomiędzy wieloma
Jednąbyś znalazł zaledwie — bo szczupłą jest liczba
Niewiast z muzami zbratanych.
Ja twierdzę, że ci którzy dzieci nie mieli
Przechodzą w szczęściu ojców i matki
Bezdzietni albowiem, nie wiedząc czy ma być słodyczą
Miéć dzieci, czy ciężkim to ma być strapieniem
Jeśli ich losy nie obdarzyły
Potomstwem, nie znają, co troski rodziców. —
Gdy słodkie gałązki potomstwa zabłysną
Przeciwnie nad domem, to łatwo jest widziéć
Rodziców, jak ciągle są troską nękani
By dobrze wychować swe dzieci — następnie
Zkąd mienie swym dzieciom zostawić dostatnie