Strona:PL Eurypides - Medea.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.
57

Mówiąc tak: „nie bądź nieprzyjazną dla tych,
Którzy są przyjaciołmi; gniew twój porzuć
I obróć głowę na nowo przed siebie,
Tych za przyjacioł mając, których mąż twój.
Przyjm podarunki — a ojca zaś poproś
By na wygnanie chłopców nie skazywał.
Uczyń to dla mnie.“ — Skoro zobaczyła
Klejnoty, ducha wstrzymać nie umiała
Lecz pochwaliła je przed mężem — i wprzód
Nim z domu wyszedł i ojciec i dzieci
Tak iżby bardzo się ztąd oddaliły,
Wziąwszy na siebie barwne peplon, wieniec
Włożyła złoty na płowe kędziory,
W świetnym zwierciadle trefiła swe włosy
Uśmiechając się do twarzy zwodniczéj. —
Powstawszy późniéj z tronu, przechodziła
Komnatę swoją delikatną nogą
Podarunkami ciesząc się niezmiernie.
Wyprostowała się na palcach — i w tył
Ciągle się oglądała jak jéj szata
Spływała na dół malowniczym rytmem.


Jednakże późniéj dziwne widowisko
Się przedstawiło. Cera jéj się nagle
Zmieniła; kroczy i w tył i ukośnie,
Nogi jéj drżą — i z trudnością wprzód nimby
Na ziemię padła, na tron się schyliła.
Któraś ze starych niewolnic myśląca
Że ją napotkał gniew Pana lub kogo
Z bóstw innych, krzykła jeszcze przed widzeniem
Że z ust jéj biała piana się toczy,
Że ócz źrenice obraca dokoła
I że w jéj ciele już krwi nie dostaje.
Następnie płaczem buchła odpowiednim
Do swego krzyku — i natychmiast jedna
Do domu ojca pobiegła — a druga
Do tego, co niedawno jest jéj mężem