Strona:PL Eurypides - Medea.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.
68
Jazon.

Niestety! o jakże ja pragnę się dotknąć
Mych dzieci ust — by je ucałować.

Medea.

Teraz ich wołasz? teraz je witasz
A pierwejś odtrącał.

Jazon.

Na bogów cię błagam
Pozwól się dotknąć delikatnego
Ciała mych dzieci.

Medea.

Nie można! nie można!
Twe słowa napróżno z ust twoich lecą.

Jazon.

O Zeusie! ty słyszysz jak mię odtrącają
Ile ja cierpię od żony ohydnéj,
Od dzieciobójczyni, od lwicy téj?
Lecz przynajmniéj o ile mi siły dozwolą
Płaczę i jęczę, przeklinam — na świadki
Demonów przyzywam że dzieci zabiwszy
Ty nędzna dozwolić mi nie chcesz nawet
Abym się zlekka rękami ciał dotknął.
Nigdybym nie był powinien ich zrodzić
Kiedy po śmierci związane są z tobą.

Chór.

Wszystkiego rozdawcą jest Zeus na Olimpie
I niespodziewanie wiele wypełnią
Bogowie a to, co nieprawdopodobnym
Było, często się urzeczywistnia.
Przeciwnie bóg zawsze wynajdzie spełnienie
Rzeczy, o któréj już człowiek zrospaczył
I tak dokonała się kara za zbrodnie.


KONIEC „MEDEI.“