Strona:PL Eurypidesa Tragedye Tom I.djvu/124

Ta strona została przepisana.
SŁUGA.

Nie jeden w dom Admeta zawitał podróżny.
Niejednych ja przybyszów gościłem, usłużny,
W tym zamku. Ale duszy tak strasznie rogatej
Tak podłej, nie miewały te nasze komnaty.
W żałobie widział pana, a przecież niecnota
Przekroczył próg, zuchwale otwierając wrota.
Skromności nie zna żadnej, wie, co na nas padło,
A przecież czelnie przyjął napitek i jadło,
Co więcej, jeszcze służbę poganiał nad miarę.
Do ręki wziął bluszczami owiniętą czarę,
Pił sok niepomieszany, z ciemnych gron wytrysły,
Aż wrzący ogień wina rozpalił mu zmysły.
Gałązki mirtowemi uwieńczywszy czoło,
Brutalnie począł ryczeć... Podwójna wokoło
Zabrzmiała pieśń: on śpiewał, lekceważąc sobie
Nieszczęście Admetowe my zasię w żałobie
Nad panią biadaliśmy, lecz według nakazu
Admeta, łez on naszych nie widział ni razu.
Takiego oto gościa tu mamy! I na co?
Rozbójnik, rzezimieszek, przeklęte ladaco!
Ta dom nasz opuściła, nie poszedłem za nią,
Do góry-m nie wzniósł ręki, by pożegnać panią,
Tę matkę nas tu wszystkich. Z tysiącznej nas biedy
Zbawiała, gniew łagodząc królewski. Któż kiedy
Miał większy, niż ja, powód nienawidzieć gości,
Jawiących się, gdy dom ten jest pełen żałości?

W drzwiach pałacu staje
HERAKLES.
(z wieńcem na głowie).

Ty, słuchaj! co ma znaczyć ten wzrok twój ponury?
Te brwi twoje ściągnięte? Nie wiadomo-ć z góry,