Przypuścić, by myślała ta dziewka bezbożna,
Że ujdzie z tego domu bez słusznej zapłaty
Za mord na władcy kraju? Lecz wiedzcie, nie na tej
Zależy mi! O dzieci mi idzie! Skrzywdzeni
Już wiedzą, co im czynić! Zemsta się rozpleni!
Ja po to li przybiegłem, aby jak najpewniej
Ocalić swoje dzieci, którym grożą krewni,
Pragnący się na matce pomścić za jej winę!
Ach! Nie wiesz, w jak nieszczęsną jawisz się godzinę,
Jazonie! Nie te wówczas powiedziałbyś słowa.
Cóż dzieje się? Czyż zabić i mnie jest gotowa?
Już dzieci twoje padły z macierzyńskiej ręki.
Co mówisz? Jak okrutne sprawiasz mi tu męki!
Twe dzieci już nie żyją! To czynię-ć wiadomem.
A gdzież zamordowane? W domu czy za domem?
Pałacu otwórz bramy, a zobaczysz zbrodnię.
Hej! służbo! Odsuń rygle! Nie myślę bezpłodnie
Stać tutaj! Chcę ich widzieć, zabitych okrutnie,
I pomścić ich! Hej! prędzej! Wysadzić te wrótnie!