Zmarniała ponad wyraz, zwiędła nad pojęcie.
Bo jakoż? Dzień już trzeci bez żadnego jadła!
Z choroby, czy też myśl ją o śmierci opadła?
Nie wiedzieć, lecz to jasne: na śmierć się zagłodzi.
Mężowi jej — rzecz dziwna — wcale to nie szkodzi?
Ukrywa przed nim wszystko, mówi, że jest zdrowa.
Czy z ócz jej nie wyczyta, co się w wnętrzu chowa?
Zdarzyło się, że teraz poza krajem bawi.
A ty nie masz potrzeby dotrzeć jak najżwawiej,
Co niszczy tak jej ciało i umysł rozprzęga?
Zrobiłam już, co można, i żadna potęga
Nie zrobi tu nic więcej. Lecz i dziś nie spocznę
W staraniach najgorętszych... Wy, świadki naoczne,
Widzicie, jak zabiegam w nieszczęsnej chorobie
Mej pani... (Do Fedry) Córko droga! zapomnijmy obie
Poprzednie nasze słowa. Popatrz się wesoło,
Pochmurne brwi te wygładź, rozjaśnij to czoło.