Czemuż mnie gęsty nie urodził las?
Czemu nie jestem jak skrzydlaty ptak,
Który gromadą mknie w niebieski szlak,
Bo tak mu każe Bóg!
Nad Adrję wówczas leciałabym wraz,
Do erydańskich smug,
I z Heliosa cór promiennem gronem
Gorzkiebym lała łzy nad Faetonem,
A łzy te, z rzeczną zlewając się falą,
W złoty się bursztyn krysztalą!
Gdzie hesperyjski leciałabym gaj,
Gdzie złote jabłka lśnią się, do tych dziew
Jaćbym frunęła, co słodki swój śpiew
Szlą nad głębiny mórz:
Gdzie na swe barki nieb ostatni skraj
Wziął Atlas, nieb tych stróż;
Gdzie Oceanu pan zamyka drogi
Wszelkim okrętom, gdzie Zeus chłonął błogi
Napój miłości, gdzie bóstwom z rąk ziemi
Wieczna szczęśliwość się plemi.
∗ ∗
∗ |
O białoskrzydły okręcie,
Ty, coś od Krety wybrzeży
Niósł moją panią po świeżej,
Po słonej fali wód,
Po morskim, spienionym odmęcie!...
Dobrze jej było w ojczystej dziedzinie,
A tu w małżeństwie snać ginie
Ten nieszczęśliwy płód!