Dobrocią mitygawać chce ojcowską duszę,
Shańbiwszy go nasamprzód.
A ja wyznać muszę,
Iż serce me nad miarę wszelaką zdziwione.
Bo gdybyś ty, mój ojcze, pohańbił mi żonę,
Będący moim synem, jabym za tę zbrodnię
Nie karał cię wygnaniem, a śmiercią!
O, godnie
Przemawiasz! Lecz nie umrzesz, tak jak życzysz sobie:
Dla łotrów dobrodziejstwem w rychłym spocząć grobi.
Wypędzę cię z ojczyzny, na życie tułacze
Do obcej pójdziesz ziemi! Tem ja cię uraczę!
To kara najwłaściwsza dla takich nędzarzy.
Wypędzasz, nie czekając, aż ci czas nadarzy
Dowodów, żem niewinny? O gorze! mi gorze!
Za krańce Atlantowe, za dalekie morze
Gnałbym cię z nienawiści, gdybym mógł, niezwłocznie.
Przysięgi, poręczenia, wróżby i wyrocznie
To na nic? Precz wyrzucasz na mocy bezprawia?
Dowody tu zbyteczne! Wszystko mi wyjawia
Ten list! A jak tam ptactwo szybuje mi w górze
Nad głową mą, o tem się ja chyba nie zdurzę!