Zasługą-ż to przyrody czy szkoły? Że cnoty
Nauczyć ktoś się może, to prawda; że po tej
Nauce, przyswoiwszy sobie dobrą miarę,
Ktoś złe rozpoznać umie, są to rzeczy stare.
Lecz słowa te wyrzucam całkiem nadaremnie.
Ty idź do swych Argiwów i powiedz odemnie,
By córki nie tykali, niech się od niej zdala
Tłum trzyma. W każdem wojsku jest bezkarna fala
Hołoty wyuzdanej i od ognia gorzej
Swawola marynarzy bezczelnie się sroży.
Za złego tam uchodzi ten, co zła nie czyni.
Weź wiadro, stara sługo, i swojej władczyni
Zaczerpnij wody z morza: Ostatniej kąpieli
Ta ręka mojej córce nieszczęsnej udzieli,
Tej młódce bez młodzieży, tej oblubienicy,
Co nie ma oblubieńca. Pragnę cnej dziewicy
Godziwy sprawić obrzęd. Godziwy? Broń Boże!
Czyż zdołam to uczynić? Lecz jak człowiek może,
Tak zrobi! Do namiotów pójdę, między swoje
Współjeńce, a nuż znajdę klejnoty i stroje,
Z ojczyzny uniesione, chowane w głębokiem
Ukryciu przed tych nowych naszych władców okiem...
O pyszny mój pałacu! O domie, tak wszytek
Szczęśliwy! O Priamie, bogaty w dobytek,
Bogatszy jeszcze w dzieci! O ja starowina,
Ja matka mojej dziatwy! Jakaż to godzina
Spłynęła dzisiaj na nas! Jakżeż dzisiaj na nic
Zeszliśmy z dawnych wyżyn! A przecież bez granic