Toć widzisz, aż pod gzemsy krwią jest sczerwieniony.
Pod gzemsem co za łupy, te wiszące plony!
Zdobyczne po zabitych cudzoziemcach ślady.
O, trzeba naokoło puszczać wzrok na zwiady.
Fojbosie, w jakież sidła chcą mnie twe wyroki
Zaciągnąć znów w tej drodze, gdy, mściciel posoki
Ojcowskiej, własną matkę zabiłem! Ścigany
Kolejno przez Erynje, kiedym musiał ściany
Domostwa mego rzucić, przebiegłem w tułaczej
Wędrówce tyle krajów!.. I oto w rozpaczy
Szalonej przed obliczem zjawiwszy się twojem,
Pytałem, jak zakończyć z tym okrutnym znojem.
wówczas, tak słyszałem, głos twój pójść mi każe
W granice ziem tauryjskich, tu, gdzie swe ołtarze
Ma siostra twa, Artemis, i że tu mi trzeba
Zawładnąć wizerunkiem bogini, co z nieba
Miał spaść w ten tu przybytek według wiary ludu,
I potem, za pomocą szczęśliwego cudu
Zdobywszy go, lub sztuką, pokonać przygody,
Obdarzyć nim Ateny. Ponad te wywody
Nic więcej nie słyszałem, prócz tego, że wtedy,
Gdy wszystko to wypełnię, zbędę się swej biedy.
Przebywam przeto dzisiaj, posłuszny twej radzie.
W nieznany, niegościnny kraj ten. Zaś, Pyladzie,
Co jesteś mi podporą w tej mojej potrzebie,
Bacz teraz, co mam czynić! Z tem ja się do ciebie