Strona:PL Eurypidesa Tragedye Tom I.djvu/446

Ta strona została przepisana.

Na inne toru końce,
Na inne zwróciło szlaki
Świętych promieni swych oko,
Tak je przejęło głęboko,
Tak rozpaczliwie je nagnie
Owo złociste jagnię
W owym królewskim domie.
Grom zaczął padać po gromie
Na Tantalidów głowy,
Z mordu mord rodził się nowy,
Z ich winy wina wciąż świeża
Mściwie na dom się rozszerza!
Dola nieunikniona
Na twe zwaliła ramiona,
Czego uniknąć byś rada.

IFIGENIA.

Już w matki żywocie — o biada!
Nieszczęsny duch jej żywota
Swoją mnie siłą omota,
Już onej nocy,
Gdy się zaczęła wić
Mojego życia nić,
Gdy matka legła na łoże,
Poczęły Moiry mi boże
W swej mocy
Twardą gotować szkodę.
Już nie na czasy wesołe,
Jeno na gorzkie mnie biedy
Zrodziła latorośl Ledy!
Już pierworodną mnie córę
Nie na to chowała w komnacie,