Strona:PL Eurypidesa Tragedye Tom I.djvu/450

Ta strona została przepisana.
IFIGENIA.

Poczekaj, od początku: Po wiedz, w jaki sposób
Zdołaliście się dobrać do tych obcych osób?
Wysłucham tego chętnie: z dawna się nie zdarza,
Bym z grecką krwią stanęła u bóstwa ołtarza.

PASTERZ.

Nad morze przybyliśmy z hal ze swemi stady,
Na miejsce, co się wciska między Symplegady,
Gdzie złom jest przeurwisty, przez morskie bałwany,
Bijące nieustannie, mocno wypłukany,
Schronisko łowców pereł. Tam jeden z pastuchów
Zobaczył na swe oczy tych dwóch młodych druhów
I, ledwie że palcami dotykając ziemi,
Odwrócił się ostrożnie i słowy cichemi
Powiedział: »Nie widzicie? Jacyś dwaj bogowie!«
A pasterz przepobożny jeden, co się zowie,
Jął modlić się: »O synu morskiej Leukothei,
Potężny Palajmonie, ty, co wśród zawiei
Okręty nam ochraniasz, niechaj nam dziś płuży
Twa łaska! I wy także, święci Dioskurzy,
Jeżeli przebywacie u naszego brzegu,
I wy, Nereja skarby, ty święty szeregu
Gór jego pięćdziesięciu!« Ale pasterz drugi,
Zuchwały niedowiarek, drwił z bożego sługi
I mówił: »Nic innego, jeno to się stało,
Że jacyś dwaj rozbitki, pragnąc ujść stąd cało,
Schronili się do groty, ze strachu, albowiem
Słyszeli, że stąd żaden nie uszedł ze zdrowiem
Człek cudzy, tylko idzie już na rzeź!« I zdanie
Snać słuszne, więc też większość zgodziła się na nie.
Stanęło, by ich pojmać i dać na ofiarę,