Już ja być nie mogę
Mordercą twym i matki! Jedną li mam drogę,
Chcę żyć lub umrzeć z tobą, tak, jak ty chcesz ze mną.
Jeżeli ta ma praca nie będzie daremną,
Jeżeli ujdę cały, to stąd wyprowadzę
I ciebie, albo zstąpię do grobu. Lecz radzę,
Posłuchaj mego zdania: Juścić Artemidzie
Na przekór ten nasz zamiar chyba że nie idzie,
Bo na cóżby mi kazał Loksyasz do grodu
Pallady ponieść obraz? Z jakiego powodu
Pozwoliłby mi patrzeć dzisiaj w twe oblicze?
To wszystko zestawiwszy, ja na powrót liczę.
O, gdybyś dał nam życie zachować, ty Boże,
I zamiar nasz osiągnąć! Lecz o to, być może,
Rozbije się nasz powrót. Rozwaga wskazana!
A czybyśmy nie mogli usunąć tyrana?
Ty, przybysz, chciałbyś zabić tubylca?! O rety!
Jeżeli to nas zbawi, czyn wart jest podniety.
Pochwały-ś wart, ma ręka tego nie uczyni.
Co? Gdybyś mnie tak w swojej ukryła świątyni?
Ażeby się ocalić śród nocnych ciemności?