Wojennej, przebaczyłem to ojca, atoli
Tamtego jąłem błagać, niechże ci zezwoli
Pójść za mnie, niech odstąpi mi ciebie, mych losów
Pamiętny, słuchający ich wiadomych głosów,
Że z domu przyjaznego żonę dostać mogę,
Zaś trudno będzie mieć ją od obcych, gdyż w drogę
Musiałem iść wygnańczą, wygnaniec z ojczyzny!
Lecz on jął mi zuchwale wypominać blizny —
Mord matki i boginie, straszne, krwawookie.
Złamany losem domu, uczułem głębokie
Żałości, żałowałem, lecz, choć pełen męki,
Że tak mnie twojej drogiej pozbawiono ręki,
Odszedłem stąd w pokorze. Lecz dzisiejszej chwili,
Gdy los twój tak się zmienił, kiedy cię wtrącili
W nieszczęście i ty nad nim utraciłaś władzę,
W ramiona cię ojcowskie znowu zaprowadzę.
Krewieństwo to potęga! Gdy będziesz w potrzebie,
Nikt lepiej od krewieństwa nie wybawi ciebie.
O ślubie naszym ojciec wyrokować będzie,
Mnie żadne nie przystoją zabiegi w tym względzie.
Lecz stąd mnie jaknajprędzej wywiedź, nim w pokoje
Powróci mój małżonek, a przytem się boję,
Że Pelej, o ucieczce mej słysząc, na konie
Siąść każe i w co rychłe rzucić się pogonie.
Ty starca się nie lękaj; bądź mi też spokojna
O syna Achillesa. Wszak to ze mną wojna!
Ja także nań zabójcze zastawiłem sieci,