Wysokiej
Płyną rzęsiste siklawy!
Albowiem krwawy
Ból, nieznający, co kres,
Serce nam tłoczy,
Gdyśmy widziały,
Jak syn nasz w kraj ten daleki
Odszedł na wieki! na wieki!
Tak-ci do smutku zawsze jest ochoczy
Ród niewiast!... Ach!
Snać ból ten ukoję,
Przestanę tonąć w łzach,
Gdy wejdę już w śmierci podwoje...
Na scenę wchodzi
Cóż to za jęki słyszę w tej świątyni bożej?
Któż w piersi tak się bije? Czyj to żal się sroży
W zawodzie nad zmarłymi, co ku mnie przypływa?
O jakże mnie uskrzydla jakaś trwoga żywa,
Czy matki nie spotkało nieszczęście... Chwil siła
Minęło od tej pory, gdy dom opuściła
I dotąd nie powraca. — Szukać jej przychodzę!...
Cóż to za nowy powód zdumiewa mnie srodze?
Staruszka, matka moja, klęczy u ołtarza,
A przy niej jakieś obce białogłowy... Wraża
Ich boleść nie objawia w jeden się li sposób:
Na ziemię łza upada z ócz tych godnych osób,
Strzyżone mają głowy i strój nie od święta...
Odpowiedz-że mi, matko, czemżeś tak przejęta?
Boć mnie przystało słuchać, a zaś mówić tobie —
Coś czeka mnie nowego...