O głupcy! Raczcie spojrzeć na te ludzkie drogi!
Toć harcem nieustannym jest to nasze życie:
Dziś tych, a jutro drugich w szczęściu zobaczycie,
Zaś trzecich kiedyś później. Bóg szczęścia wciąż zbytki
Wyprawia i koziołki, jednak człowiek wszytki
Rad czci go: Nieszczęśliwy, bo chce szczęsnym zostać,
Szczęśliwy zaś z obawy, by ta boża postać
Przypadkiem nie przestała nań chuchać. Te rzeczy
Mający na uwadze, niechże ród się człeczy
Miarkuje, jeśli ktoś go ukrzywdził, i w gniewie
Daleko zbyt nie idzie, by zemsty zarzewie
Szkód jakich nie przyniosło ojczyźnie... Cóż będzie?
Wydacie nam te zwłoki, jak moje orędzie
Wymaga, byśmy mogli pogrześć je uczciwie?
Gdy nie, to je pochowam przemocą. Po niwie
Helleńskiej głos nie pójdzie, że tak marnie kona
Obyczaj, mnie powierzon i miastu Pandjona.
Gdy święta sprawiedliwość tak ci ukochana,
Niejedna cię niewczesna ominie przygana.
Pozwolisz, bym się krótko rozprawił z twem słowem?
Mów, owszem, wszak milczenie nie jest twym narowem.
Argiwskich nigdy trupów nie wyniesiesz z granic.
I mnie sam też wysłuchaj; nie miejże mnie za nic.