Oto u kresu już stoję —
Zawiódł tu stopy moje
Mój los, me przeznaczenie.
Chwałę ja sobie cenię,
Więc zrzucę się z stromej skały
W ten płomień rozgorzały.
Wzorem szlachetnej małżonki
Stracę te moje członki,
Ażeby, druhu miły,
Z twymi się spopieliły
W ogniach wspólnego stosu,
Aby, słuchając losu.
Co każe, niezwyciężony.
Zejść mi do Persefony,
Bym mogła w jej ciemnej komnacie
Spoglądać, mężu, na cię,
Do twego przytulić się łona,
Przez ciebie utulona.
Wierna za życia tobie,
Wierną chcę zostać i w grobie.
Tam, w Argos, niech dla mych dzieci
Weselna pochodnia zaświeci,
Niech, z zacnym małżonkiem w parze,
W miłosnym toną żarze!
Twój ojciec się tu zbliża, on, Ifis sędziwy,
Usłyszy tutaj wieści, jeśli, nieszczęśliwy,
Nie przeczuł ich boleśnie raniącej cięciwy.
Na scenę wchodzi
O, biedny i ja, starzec przebiedny! Przychodzę,