Jak słyszę, spólną właśnie ofiarę zabili
Na rzecz wszystkich pielgrzymów. Pomyślna godzina,
Więc chciałbym dziś usłyszeć wyrok Apollina.
Ty, żono, wziąwszy do rąk liść wawrzynu młody,
Pomódl się przy ołtarzu, iżbym bez nagrody
Nie wyszedł stąd, by Fojbos obiecał mi dzieci.
Pomodlę. W Loksyaszu niechże chęć się wznieci,
By dawne zło naprawić... Juścić, że nie może
Przejednać mnie bezwzględnie, lecz wyroki boże
Ja przyjmę, gdyż są boże!... Niechże tak się stanie!
Znika.
Co znaczyć ma to ciągłe bluźniercze biadanie
Na ustach tej pątnicy? Zali łaje Boga
Z miłości dla niewiasty, dla której trójnoga
Zapytać się przybyła do świątyni Feba?
Czy może coś zamilcza, o czem milczeć trzeba?
Lecz cóż na Erechteja córce mi zależy?
Coprędzej z pozłocistych dzbanów wody świeżej
Naleję do kropielnic. Atoli nie mogę
Febowi nie przyganiać! Na jakąż on drogę
Wstępuje? Gwałci panny i rzuca je! Skrycie
Dziecięta sobie płodzi i nie dba o życie
Tych biedactw! Nie czyń tego! Gdy posiadasz władzę,
Zachowaj się cnotliwie! Oto, co ci radzę!
Na grzesznych zawsze kara z ręki bożej czeka:
Czy słusznie przypisywać prawa dla człowieka,
A samym czynić ciągłe bezprawia? Gdybyście —
Ja tylko tak przypuszczam, boć to, oczywiście,
Wypełnić się nie może — przed ludźmi stawali