W objęcia macoszyne!... Poznałem twą duszę
Po twoich pomocnikach, wiem jakie katusze
Pragnęłaś mi zgotować! Dzisiaj jeszcze żyję,
Lecz w sidła twe ujęty, na łeb i na szyję
Zleciałbym w mroki Hadu. Nic ci nie pomoże
Świątynia Apollona ni ognisko boże!
Litości tyś nie godna, nie, jak ja i matka,
Co, ciałem nieobecna, przecież do ostatka
Jest tutaj duchem przy mnie!... Patrzcie, ta niewiasta
Zbrodnicza! Tyle zdrady podstępnej wyrasta
Z jej głowy i dziś chroni się w świątynię boga,
Myśląca, że nie spotka tu jej kara sroga!
Zabraniam w imię boże oraz w imię moje,
Ażebyś mnie mordował w miejscu, w którem stoję.
Cóż Feb ma dziś do ciebie i ty co do Feba?
Poświęcam i oddaję życie w służbę nieba.
A mnie pragnęłaś otruć, chocia-m własność boska?
Już ty nie Loksyaszów, ojcowa-ś jest troska.
Lecz byłem nim! Ten Ojcem, co myśli o synie.
Dziś ja na twojem miejscu zajęłam świątynię.
Bezbożna-ś, ja żadnego-m nie jest winien sromu.