To tu, to tam znowu miecie
Naszymi losami, o dziecię!
Lecz wszystko się zmienia na świcie,
Dlatego mamy nadzieję,
Że wiatr nam już dobry zawieje!
Dość już mieliśmy burzy,
Więc już nam nie zanurzy
Tej biednej dotąd łodzi
W posępnej nieszczęść powodzi.
Patrzący na to wszystko, niechże umysł człeczy
Nie myśli, że na świecie niema dziwnych rzeczy.
O losie, co tysiączne sprowadzasz przemiany
Dla ludzi, dziś żyjących w doli opłakanej
A jutro znowu w szczęściu. Jakaż to nad nami
Wisiała oto groza! Własnemi rękami
O małom matki swojej nie zabił i siebie
W przepaści nie pogrążył, która mnie pogrzebie,
Zdawało się, haniebnie! Ach! ileż to może
Człek przeżyć dnia jednego w tym słońca przestworze!
Znalazłszy cię, o matko, skarb znalazłem wielki
I nikt mi nie przygani, że z tej rodzicielki
I z tego idę ojca!... Ale mam w tej sprawie
Słóweczko, które tobie jedynej wyjawię.
Chodź bliżej! Chcę ci bowiem szepnąć coś do ucha.
Co niechże już pokryje tajemnica głucha:
Odpowiedz, matko miła, czy, jak to się zdarza
Dziewicom, nie upadłaś przez miłość, ołtarza
Ślubnego nie znająca, i teraz, odemnie
Chcąc hańbę tę odwrócić, zwalasz tak naremnie