Po żonę, choć nią była mi przedtem. Chcę w drogę
Z namiotu branek wziąć ją gdyż ją między branki
Wojenne policzono, jak inne Trojanki.
Ci bowiem, którzy dla niej tyle trudów znieśli,
Do rąk mi ją wydali, bym ją zabił. Jeśli
Nie chciałbym jednak zabić, mam ją przewieźć wtedy
Do Argos... Nie chcę w Troi mordować tej biedy.
Do Grecyi ją zawiozę, wsadziwszy na statek,
Niech tam jej koniec będzie! Niechaj krwi podatek
Zapłaci onym łodziom, co tylu stracili
Najdroższych pod Ilionem!... Służba! tejże chwili
Pójść w namiot, za te w mordach wykąpane włosy
Pochwycić ją i przywlec przedemnie! Gdy losy
Pomyślny wiatr nam dadzą, do domu ją poślę.
O ty podporo ziemi i na ziemi wzniośle
Dzierżący berło swoje, ty nieznany boże.
Czyś Zeusem jest, czy prawem Natury, czy może
Jakowymś duchem ludzkim, swe modły ja tobie
Zasyłam, ty, co w cichym, a mądrym sposobie
Ludzkiemi rządzisz sprawy cnie i sprawiedliwie!
Co? Modły niespodziane zasyłasz? O dziwie!
Że zabić swą małżonkę chcesz, i ja to chwalę!
Lecz źrenic jej unikaj, bo ci może cale
Uwikłać twą tęsknotę! Oczy mężów bierze,
W popiół obraca domy i rozwala wieże:
Czaruje. Znam ją dobrze i ty znasz i oni,
Ci wszyscy, którzy dla niej w takiej giną toni!