Z ludźmi, niosącymi zwłoki Astyanaksa, wchodzi
Hekabo! Li jednego statku pośród fali
Czekają jeszcze wiosła, by resztę grabieży
Achillowego syna ponieść do wybrzeży
Ftyockich. Sam natomiast, Neoptolem, wieści
Nie dobre usłyszawszy o przykrej boleści,
Na jaką narażono Peleja, bo z ziemi
Wypędził go ojczystej Akastos, z innemi
Wyruszył już łodziami do domu. W te pędy,
Jak człek, co nie ma czasu tędy i owędy
Rozglądać się i czekać, wypłynął na morze.
Z nim razem Andromache która mi niebożę
Łzę z oczu wycisnęła niejedną — tak rzewnie
Żegnała się z ojczyzną, takie tej królewnie
Szły z serca smutne słowa przy Hektora grobie.
Okrutnie nalegając, wyprosiła sobie,
Że zwłoki tego synka, którego Achaje
Na śmierć strącili z wieży, razem w obce kraje
Nie pójdą, tylko tutaj ciało się pochowa.
Pozatem ma tu zostać i tarcza spiżowa.
Co lęk budziła w Grekach, a którą się w boju
Zasłaniał ojciec tego... Rzekła, iż spokoju
Nie miałaby żadnego, ona, Andromacha,
Rodzica tego dziecka, jeśliby ta blacha
W Peleju stała domu, w komnacie, gdzie ona
Ma z nowym żyć małżonkiem, świeżo poślubiona.
Dlatego też, mówiła, najlepiej uczyni
Hekabe gdy te zwłoki, miast w kamiennej skrzyni.
Albo w cedrowej trumnie, w tej tarczy pogrzebie,
Odziawszy je godziwie — tak prosiła ciebie —