Lał z czoła się Hektora, gdy spiżową zbroję
Do brody swej przytykał!... Przynieście mi stroje
Na jakie stać nas dzisiaj, ażeby to ciało
Przyodziać jak najlepiej. Nie wiele zostało
Z przepychów naszych dawnych, lecz czego nam jeszcze
Nie zabrał los, otrzymasz. A ludziom obwieszczę,
Iż głupi ten co dufa, że szczęście mu będzie
Na wieki trwać niezmienne. Toć w jednym je rzędzie
Z człowiekiem lekkomyślnym można stawić: skoki
Wyprawia! Cóż trwałego jest śród ziemskiej tłoki?
Z dobytków zagrabionych nie wielka ci kupa
Została, ledwie starczy, by przyodziać trupa.
Nie przeto, byś w wyścigach lub strzelaniu z łuku
Przodował, lub też w łowach się kochał, mój wnuku,
Jak zwyczaj jest u Frygów, nie przeto cię darzę
Tą resztką twych dobytków, które ci to wraże
Heleny wzięło serce, gamratki, co, podła,
I ciebie i ten dom nasz do zguby przywiodła!
Przeszywasz, przeszywasz mi duszę
Ty, kraju niedoszły panie!
Strojami ja cię dzisiaj przyozdabiać muszę,
Którymi miałeś błyszczeć w ono ucztowanie
Weselne, zaślubiwszy jedną z Azyatek,
Najdostojniejszą z rodu... A i ten ostatek
Po synu mym Hektorze uwieńczę, pawęży
Spiżowy krąg, co tylu, bywało, zwycięży