Niech się stanie, co się stanie, niechaj runie cały dom!
O nie prędko miecz mój spocznie, ta we krwi skąpana stal!
Bóg i ziemia-karmicielka niech poświadczą, że mnie w dal
Wypędzono z mej ojczyzny, że mnie gnał sromotny czyn.
By pachoła, jakbym nie był Ojdipowy również syn!
Stanie ci się jaka krzywda, nie mnie wiń, ty grodzie mój.
Jeno tego! Wbrew mej woli wszczyna się ten krwawy bój —
Tak, nie z chęcią tu przybywam i nie z chęcią idę stąd!
Fojbie, stróżu ulic, żegnaj! Żegnaj, domie! Srogi błąd
Zmusza żegnać rówieśniki i was, bóstw posągi cne,
Dymem ofiar nasycane! Z tęsknoty ja, było, schnę
I znów nie wiem, zali wrócę, zali znów powitam was!
Lecz nadzieję mam niezłomną, że nadchodzi już ten czas.
Kiedy, ufny w pomoc bożą, temu wreszcie zadam skon
I, spełniwszy to, obejmę Teb królewski, włady tron.
Wynoś mi się! Samolubem[1] już cię nazwał ojciec nasz.
Przeczuł, widać bogiem tknięty, jaką chęć do swarów masz!
Kadmos z Tyra tu swej drogi
Znalazł kres: Na cztery nogi
Padła tu jałówka ona,
Przez nikogo me zmuszona,
Wypełniając wyrok boży,
Że gdzie ona się położy,
Tam i on też sobie spocznie —
- ↑ »Polyneikes«