Odgadłeś...
A któż w drodze będzie mi obroną?
Bóg ciebie poprowadzi.
Gdzież są jakie środki?
Ja w grosz cię zaopatrzę. Znika.
Żegnaj, ojcze słodki!
Już idę. Ale wprzódy nim ucieknę z miasta,
Na myśli mi twa siostra, znaczy, Iokasta.
Sierota, już w kołysce pozbawiony matki,
Żywiłem się jej piersią. Chcę ją w te ostatki
Pożegnać, potem pójdę ratować swe życie.
Bądź zdrów! [A mnie nie wstrzymuj! Niewiasty, słyszycie],
Jak, pięknie omamiwszy, zbawiłem go trwogi,
By dopiąć swego celu! Wyprawia do drogi,
Na sztych wystawia państwo, rodzonego syna
Tchórzostwa chciałby uczyć. Lecz tego przyczyna
W starości, więc wybaczyć mu trzeba. Co do mnie
Nie byłbym przebaczenia godzien, nieprzytomnie
Zdradzając kraj ojczysty, co mnie życiem darzył!
[Więc wiedzcie, jam już wszystko dokładnie rozważył:
Ocalić idę miasto, woła mnie ojczyzna,
Ażebym umarł za nią!] Każdy mi też przyzna,
Że hańbą dla mnie będzie, jeśli inni męże,
Wyrocznią nie związani, chwytają oręże,