Ma ręka z tego schronu wyrwać cię wydoła,
Nim jeszcze ujrzę męża, twoją snać podporę.
Tak jest, moją podporę!... Rzecz dziwna, jak skore
Bywały ręce hoże, ażeby dla człeka
Wynaleźć zbawczy środek, gdy mu jad dopieka
Padalczy, ale na to, co gorsze nad żmije
I ogień, na kobietę niegodną niczyje
Rozumy godziwego nie podały środka.
O, z jakiem się to człowiek złem w kobiecie spotka!
Wielkie się klęski poczęły i żale
Od tego czasu.
Kiedy syn Zeusa i Mai
W górskie skierował hale,
W głąb idajskiego lasu
Trójkę trzech bogiń, wspaniale
W kosztownej lśniącą uprzęży,
Przygotowaną w nienawistnym sporze
O wdzięki,
Która z tych pięknych zwycięży —
Gdy się skierował ku watrze,
Do ustronnego szałasu,
Do samotnego młodzieńca-pasterza.
Skoro na leśną przybyły polanę,
Do górskiej wody,
Jęły obmywać swe ciało
I w tej krynicy skąpane,
Lśniące czarami urody,