Strona:PL Eurypidesa Tragedye Tom II.djvu/83

Ta strona została przepisana.

Bo jeśli ty dziś umrzesz, syn uniknie skonu,
Zostaniesz ty przy życiu, syna śmierć zabierze,
Gdyż jedno albo drugie musi paść w ofierze.

ANDROMACHE.

O rety! Co za losy wyciągać mi każe
Twa wola! Co za wybór! Jeśli się odważę
Wybierać, nieszczęśliwa będę ponad miarę,
A gdy się nie odważę, wówczas ściągnę karę
Na siebie nie mniej gorzką. Ty, co ważkie czyny
Chcesz spełnić dla drobiazgu, powiedz: Gdzie jedyny
Jest powód, by o śmierć mnie przyprawiać? Czym kiedy
Wydała jakie miasto? Czym z jakowej biedy
Zabiła to czy owo z twych dzieci? Czy może
Gdzie ogień podłożyłam? Mego władcy łoże
Dzieliłam wbrew mej woli! On jest winien temu!
Więc czemu mnie zabijasz, a nie jego? Czemu
Nie sięgasz do początków, a czepiasz się końca,
Co był jedynie skutkiem? O, gdzież jest obrońca
Od nieszczęść mych? O biedna ma ojczyzno! Ile,
Ach! ile ja dziś znoszę! Musiały-ż przyjść chwile,
Żem matką ja została, by boleść podwójna
Zbiegła się jeszcze z bólem? Lecz po com tak czujna
Na jedno, a na drugie patrzeć już przestaję,
Nie płaczę już nad dolą, co mnie serce kraje,
Tak, mnie, któram widziała, pośród jakiej drogi
Wleczono mi Hektora i jak od pożogi
Rozpadał się gród Troi — mnie, którą za włosy
Na statek wlec kazały niewolnicze losy,
A tutaj, w tej Ftiadzie obcować z mordercą
Hektora?! Czem mi życie?! Niechże mnie uśmiercą!
Ach! na co mi dziś patrzeć?! Na to dziś, czy zasię