Mieszkańcy Sparty, mistrze w chytrości i kłamie,
Krętactwa wszelakiego piętnuje was znamię!
O wy, co nigdy prostą nie chodzicie drogą,
Lecz chyłkiem i ukradkiem! Nie wiem, jak was mogą
Uwielbiać w tej Helladzie! Bo cóż się nie gnieździ
W tym kojcu wszelkich łotrostw?! Mord na mordzie jeździ!
Wy łowcy podłych zysków! Wy, co zawsze macie
Na ustach co innego, niż w sercu! Zatracie
Niech losy was poświęcą! Ja chętniej tu zginę,
Niż myślisz. Zguba bowiem już w ona godzinę
Spotkała mnie, gdy miasto Frygów nieszczęśliwe
Upadło, gdy krwią swoją zlał ojczystą niwę
Mój własny mąż, co dzidą, podniesioną w górę,
Na statki cię zapędzał, ostatniego ciurę!
A teraz ty, bohater wobec jego żony,
Chcesz zabić ją! Zabijaj! Nie na to stworzony
Mój język, by miał ciebie i tę córkę twoją
Rozczulać. Ty nad Spartą górujesz, nad Troją
Ja zasię górowałam. Dziś ja nie na przedzie —
Nie pysznij się, i tobie snać się tak powiedzie.
Nie będzie u mnie wielbiony
Mąż, co posiada dwie żony
I dzieci dwóch matek chowa —
Spory stąd płyną i klęska domowa!
Niechaj się przeto jedną zadowala,
Od wszelkich nałożnic zdala!
I w Pospolitej Rzeczy
Łatwiej jest duszy człowieczej
Znosić jednego króla,
Niż dwóch: stąd rokosz za rokoszem hula!