Szafujesz obelgami, tak cię złość porywa!
Lecz ja, bawiący w Ftii, nie powziąłem sobie
Uciekać się do gwałtów! Nic złego nie zrobię,
Lecz złego też nie ścierpię, chocia-m nie zażarty.
A teraz czas mnie woła... Jest w sąsiedztwie Sparty
Gród jeden, przedtem dla nas przyjaźny, lecz srogi
W tej porze. Przeciw niemu wyruszę, pod nogi
Swej mocy rzucę gniazdo, potem, przedsięwzięcia,
Jak trzeba, dokonawszy, powrócę do zięcia,
Wyłuszczę mu swe zdanie i rad też usłyszę
I jego i jeżeli zada kres tej pysze (wskazując na Andromachę)
I względem nas zachowa należytą miarę,
I ja mu się odpłacę tak samo, lecz karę
Odwetu ściągnie na się, gdy inaczej będzie:
Za gniewem gniew, za czynem pójdzie czyn. Zaś w względzie
Twych obelg, ja je zniosę: albowiem twe usta
To usta jakby cienia. Siła twoja pusta
We wszystkiem, tylko mocna w pustych słów potoku.
(Odchodzi.)
Poprowadź mnie, o dziecię, chwyć się mego buku
I ty, nieszczęsna, rusz się; po okrutnej burzy
W bezpieczny zawinęłaś port, niechże ci służy.
O starcze, niech bogini zleje swoje łaski
Na ciebie i na twoich, żeś mnie, w te zatrzaski
Pojmaną razem z dzieckiem, ku życiu i zdrowiu
Powrócił. Ale zważaj, czy w jakiem pustkowiu
Nie zechcą napaść na nas i uwieść, boć przecie
Wiadomo im, żeś starzec, a we mnie, kobiecie,