Płomieniem pochodni swojej
Toń oświetliwszy Euboi,
Na Kafarejski, opoczysty brzeg.
Na złomy egejskich skał,
Skąd na okolne niwy
Płynął ten płomień zdradliwy,
Rzucił ich zbrojny wał.
Wtedy, z trojańskiej wracając wyprawy,
Portu nie znalazł dla nawy,
Precz od rodzinnych wybrzeży
Wichr niósł go oszalały,
Gdy cudo-niecudo w Hellady
Miał zawieźć kraje, źródło wojennej nawały,
Przyczynę zwady
Dla Danajczyków, ów mglisty,
Przez Herę stworzony obraz.
∗
∗ ∗ |
Co Bogiem, co nie Bogiem, co jest między jednem
A drugiem, któż tu z ludzi,
Choć się tak bardzo trudzi
Z rzeczy zapoznać sednem,
Odgadnąć to kiedy może?
Wszak kroki widzi boże.
Jak się kierują tędy i owędy,
Jak wciąż się miota,
Jak w pełne sprzeczności pędy
Rzuca się niebian istota!
Heleno! Zeusa-ś córką, on cię w twojej krasie
Spłodził na łonie Ledy,
Kształty przybrawszy ptasie.
A przecież żal mi twej biedy,