Co cudzą gdzieś uszła stroną, —
Tak ją pędziła
Żarnej tęsknoty siła!
Bachijskich wrzask kołatek,
Huk przeraźliwy srodze,
Nie odstępował w drodze
Tej najbiedniejszej z matek.
Gdy, wprzągłszy lwy do woza,
Mknęła ta żywa groza
Za córką, co, tańcząc wesoła,
Została porwaną z koła
Swych towarzyszek. W lot,
W ręku łuk mając i grot,
Pognała z szybkością wichury,
Szukając zgubionej córy,
I Artemida i, cała
W zbroi, Pallada pognała!
Lecz Zeus, z niebieskiej góry
Widzący to wszystko, bez zwłoki
Inne ferował wyroki.
Gdy śród tych błędnych dróg,
Szukając córki swojej,
Matka się strasznie uznoi,
Gdy ten daremny trud
Wszystkie jej siły zmógł,
Gdy ją podstępnie zwiódł.
Do nimf idajskich strażnicy,
Swej nie znalazłszy dziewicy,
Biedna powróci
I w wielkiej żałości się rzuci
Na śniegiem pokryte głaziska,