Bachijskie w cześć Bromiosa
Rozfalowanie; jej moce
Mają świąteczne te noce,
Pora, boginię wielbiąca,
Gdy jasna pełnia miesiąca,
W onych się nocach rozgości...
Lecz ty swej dufałaś piękności!...
Z pałacu wychodzi wraz z Menelaosem
Me drogie! Wszystko dobrze poszło nam w tym domu.
Trzymając ze mną razem, nie rzekła nikomu
Proteuszowa córka o męża przybyciu,
Choć brat ją pytał o to. »Niema go przy życiu« —
Tak powie — »nie ogląda on już blasku słońca«.
Najlepszą sobie zbroję wybrał mój obrońca,
Mój mąż — oto rynsztunek, który w morskim grobie
Ma złożyć, on tej chwili sam dzierży na sobie.
Przez ucho tej pawęży lewe przetknął ramię,
W prawicy bohaterskiej trzyma włócznię: znamię
To wszystko, że zmarłemu w ten sposób przystało
Wyświadczyć ostateczną przysługę. Swe ciało
Uzbroił przecież na to, aby i tysiące
Pokonać barbarzyńców, gdy fale szumiące
Zabiorą nas na łodzi. Zmienił też łachmany
Rozbitka na płaszcz inny i tak, wykąpany,
Acz późno, tak odświeżon dzięki trosce mojej
W krynicznej, zimnej wodzie, przed wami tu stoi!
Spostrzega Theoklimenosa, wychodzącego z pałacu.
Lecz z domu wyszedł właśnie człowiek, który mniema,
Że już mnie, jako żonę, pochwycił obiema
Rękoma. Tylko milczcie! Wszak macie być z nami,