Strona:PL Eurypidesa Tragedye Tom III.djvu/222

Ta strona została przepisana.

Radości w kole bogów. Idź-że do Foloi,
Ty najtchórzliwszy z królów, i centaurów plemię
Wybadaj czworonożne, kto zapełnił ziemię
Największym blaskiem męstwa, jeśli nie syn właśnie,
Którego chwała w oczach twych sromotnie gaśnie,
Bo niby jest pozorem? Zaś gdy swych pieleszy
Zapytasz się o siebie, juścić nie pospieszy
Z pochwałą ono Dyrfys abauckie, bo, powiedz,
Gdzież twoich bohaterskich czynów jest manowiec,
By mogła ci zaświadczyć ojczyzna? A dalej:
Przemyślny wynalazek, którego nie chwali
Twój język, broń łucznika! Więc racz-że mnie, panie,
Wysłuchać, a zmądrzejesz napewne. Gdy stanie
W szeregu ciężkozbrojny, odrazu on będzie
Swej broni niewolnikiem, jeśli przy nim w rzędzie
Niebitni walczą ludzie, odrazu on padnie
Z powodu ich tchórzostwa. Jeśli mu się zdradnie
Przełamie jego włócznia, wówczas, trudna rada,
Czem ciało swe obroni, jeśli nie posiada
Nic więcej, prócz tej broni? Kto zasię w swych ręku
Łuk dzierży nieochybnych, ten-ci z tego łęku
Największą miewa korzyść: tysiąc strzał wypuszcza,
Sam życie swe ocala, a zaś ginie tłuszcza,
Jeżeli w nieprzyjaciół, stojący z daleka,
Pocisków z swej cięciwy kierować nie zwleka —
Na tych, co ich nie widzą, chociaż nie są ślepi,
Nie idzie na sztych wroga, owszem, jak najlepiej
Ochrania się w ten sposób. W każdej przecież wojnie
Największą jest mądrością to: szafować hojnie
Skonami nieprzyjaciół i, nie na ostatku,
Ratując własne życie, nie być od przypadku