Człek z ludu, nic on nie ma, czemby się chełpliwie
Mógł szczycić, a widzimy, jak szlachetnie żywie!
Czyż nigdy się na rozum wy nie zdobędziecie.
Dla których tylko blichtry istnieją na świecie?
Swych bliźnich według serca i szlachectwa ducha
Trza sądzić! Tylko takich niechaj naród słucha,
Gdyż ci tylko najgodniej rządzić w kraju mogą
I w domu... Same cielska to słupy nad drogą.
Na placach to publicznych stawiane figury,
Jeśli w nich duszy niema. Siłacz poniektóry
Mniej sprawnie walczyć będzie, niż człek słabowity,
Jeżeli jest pozbawion odwagi! Na szczyty
Zwycięstwa duch nas wiedzie, on pręży ramiona...
Gościnę przyjmujemy: syn Agamemnona,
W którego my imieniu przychodzim w te bramy,
Gościny tej jest godzien — nic to, czy go mamy
Śród siebie, czy pozostał za nami zdaleka.
Więc wejdźcie, moi słudzy, pod dach tego człeka.
Ubogi on, lecz dla mnie droższy, niż bogaty.
(Do Elektry) Tak, chwalę sobie pobyt śród wieśniaczej chaty,
Lecz chciałbym, iżby brat cię w inne zawiódł progi
Szczęśliwe... Może wróci z swej tułaczej drogi.
Nikt wróżb Apollinowych zwalić nie wydoła,
Zaś ludzkie przepowiednie do niczego zgoła!
Me serce teraz większa rozpala już radość,
Elektro, niżli przedtem. Stanie ci się zadość:
Twe szczęście, zwolna krocząc, nabiera pewności.
Ubóstwo swego domu znając, czemu gości
Przyjmujesz, ty biedaku, godniejszych od siebie?