Naturo! Jakże człeka ty upadlasz srodze,
Gdyś zła, a jeśli dobra, jakże ty nas ludzi
Podnosisz! O, widziałam, że się li potrudzi
Ostrożnie, by ściąć ledwie koniuszki swych splotów
Inaczej jej urodzie zaszkodzićby gotów
Ten nóż jej!.. Ano zawsze ta sama! Niech raczą
Bogowie cię ukarać, żeś taką rozpaczą
I mnie i mego brata i całą Helladę
Dotknęła! Ach! Ja biedna! Gdzież znajdę ja radę?!
Nadchodzą przyjaciółki, których wtór się splata
Z moimi lamentami! Wnet obudzą brata,
Chorego Orestesa, i łzy z moich powiek
Wycisną, gdy zobaczę, jak biedny ten człowiek
Szaleje!... O najdroższe niewiasty! Po cichu
Bez stuku, bez hałasu stąpajcie, by lichu
Nie dawać sposobności! Słodko jest mi waszej
Zażywać dziś przyjaźni, lecz jeśli wystraszy
Ze snu tego mi brata, w wielkim będę smutku.
Sza! sza! O pocichutku!
Stopy jak najlżejszemi
Ledwie dotykaj ziemi!
Nie zbliżaj się do łoża! Tamtędy! tamtędy!
Słucham w te pędy!
Niechże mu szept wasz niewieści
Jako najciszej szeleści,