Ta strona została przepisana.
Z Olimpu szczytu
Na złotym zwisa łańcuchu!
Do sędziwego Tantala
Szłaby narzekań mych fala,
Do twórcy mojego bytu,
Do ojca, tak, ojca mych dziadów,
Na których los się już sili
Od onej chwili,
Gdy Pelops na swoim rydwanie
Do onych wyścigów stanie
I potem
Ze swoją czwórką pogoni,
By dla zatarcia śladów
Pogrześć Myrtila w toni
U Geraistosa wybrzeża,
Gdzie z grzmotem
Fala wciąż świeża
Uderza,
Gdzie piana wrząca
Wciąż się roztrąca
W biel!
Od onej pory
W domu naszego zawory
Wkroczyła klątwa, na cel
Wzięła nasz ród,
By życie we łzach wiódł.
Za sprawą Mai syna
Wyrosła nieszczęść przyczyna:
Tak się układa,
Że pośród stada
Hodowcy koni
Atreja —